Witajcie, tydzień mnie tu nie było, bo nie było czasu.
Strop nad domem zalaliśmy dopiero w poniedziałek, bo w sobotę po południu okazało się, że zabrakło druti fi 12 a co najlepsze kupiona byłą 1 tona, która miała tarczyć na cały dom a tu już brakło. Sam murarz powiedział, że dawno tak zazbrojonego domu nie budował. Mówił, że mozna by to było zrobić inaczej i weszło by mniej drutu, a architekt jak projektuje nie liczy się z tym ile to będzie kosztować.
W sobotę weszłem na jeszcze nie zalany strop i jak stałem to pękł podemną pustak. Na szczęście nic mi się nie stało, lekko obtarta noga i ręka. Co najlepsze murarz też obok tego miejsca wpadł ale poleciał do przodu na ręce i też nic mu się nie stało. Opowiadał, że kiedyś jego ojciec też tak wpadł, ale wleciał w dół i zatrzymał się na ręcach, ale kręgi mu dwa wypadły i pół roku w kołnierzu chodził. Tak więc trzeba uwarzać jak cholera.
Po zalaniu stropu w poniedziałek resztę tygodnia wszystko schło, ale jutro zaczną robić piętro, bo 14 maja cieśla wchodzi i będzie robił wywiązkę. Moja praca w tym tygodniu polegałą tylko na polewaniu stropu, żeby nie popękał, ale i tak widać trochę rys. Troche tez z żoną posprzątaliśmy naokoło tzn. śmieci spaliliśmy, palety poukładałem i ogólnie ogarnięte.
Foto:
Dziura na komin i wentylację.
Pierwszym razem jak polewałem strop to pustaki tak naciągnęły, że w salonie była kałuża.
Trochę lepiej to wygląda po sprzątaniu, ale jeszcze lepiej będzie jak ocieplą fundamenty i będe mógł je obsypać.
Zapomniałem wcześniej o tym napisać - na początku wiosny zasadziłem dwie brzoskwinie. W tym roku nie będzie jeszcze pewnie owoców, ale za parę lat :-)
Pozdrawiam i do kolejnego wpisu :-)